Ruiny zamku w Wenecji
Tuż obok Muzeum Kolei Wąskotorowej wznoszą się ruiny XIV-wiecznego zamku. To pozostałość warowni wybudowanej przez ówczesnego pana tych ziem, Mikołaja Nałęcza z Chomiąży, zwanego Krwawym Diabłem Weneckim. Czym zasłużył sobie na tak okrutny przydomek? Bezwzględnością i surowością swych sądów, tak przynajmniej głosi legenda…
Był to jeden z pierwszych prywatnych zamków obronnych w Polsce. Zbudowany na naturalnym wzniesieniu, na przesmyku pomiędzy jeziorami Weneckim i Biskupińskim, stanowił doskonały punkt strategiczny, strzegący szlaku łączącego Żnin z Gnieznem, czyli niespokojnego pogranicza polsko-krzyżackiego.
Historia zamku nie trwała długo. W 1395 roku doszło do sąsiedzkiego zatargu pomiędzy rodami Nałęczów i Grzymalitów, czego skutkiem było częściowe zniszczenie zamku. Po śmierci Mikołaja Nałęcza warownia przeszła w ręce jego wnuka – Mikołaja z rodu Pomianów z Warzymowa, który już w 1420 roku sprzedał go arcybiskupowi gnieźnieńskiemu Mikołajowi Trąbie. Duchowny umocnił i rozbudował zamek, czyniąc z niego główną siedzibę arcybiskupów na Pałukach. Koniec XV w. przyniósł kres świetności zamku. Po zawarciu pokoju z Krzyżakami stracił on swoje strategiczne znaczenie. Został opuszczony i rozebrany.
Dziś do Wenecji przyciągają turystów jego tajemnicze ruiny. Nocami wokół zamku słychać ponoć jęki samego Diabła Weneckiego, który strzeże swego bogactwa. Jak głosi legenda pewnego dnia, podczas hucznej imprezy w zamek uderzył piorun, zamieniając go w ruinę i zasypując gruzami właściciela i jego niezliczone skarby. Podobno są tam do dzisiaj… Kto chce – niech szuka!
fot. D.Pach/UMWKP